poniedziałek, 21 września 2015

Rozdzial V

    O Puchonie, Michaelu, nie było nic wiadomo. Okazało się, że od dwóch dni, przed znalezieniem jego listów, nikt go nie widział. Żadne zaklęcia namierzające nie działały, a zrozpaczona rodzina nie usłyszała od niego słowa. Od tamtego przełomu w sprawie tajemniczego bractwa, nie wydarzyło się NIC, puste nic. Nawet jeśli Ministerstwo się dowiedziało czegokolwiek, to oczywiście nie miało zamiaru się z nią tym podzielić. Hermiona była przekonana, że ta przeklęta Aurorka już o to zadbała. Doprawdy nie rozumiała dlaczego ta kobieta tak jej nie lubiła, byc może kolejna rasitka wierząca w czystą krew. Gryfonka jednak nie zważając na działania Ministerstwa sama próbowała przez ten czas się czegoś dowiedzieć. Przeczytała chyba każda książkę w bibliotece, ktora miała w sobie słowo "bractwo". Oczywiście znalazła jakieś 100 różnych bract, ale nic to jej nie dało w zidentyfikowaniu tego, z którym mają do czynienia. Większość z nich była nieaktywna od setek lat. Działały one głownie w okresie wczesnego średniowiecza.

 - Koniec! - usłyszala stanowczy głos Harry'ego, tuż przed tym, jak Ginny zamknęła jej księgę przed nosem. 
 - Zostaw w końcu to opasłe tomiszcze i wyjdź zza murów tego zamczyska - rudowłosa opierała dłonie na biodrach i miała surowy wyraz twarzy, aż Hermionie chciało się śmiać, bo pasmo wlosow spadło jej na twarz.  
 - Serio Miona,- odpowiedział Ron wkładając do buzi fasolkę wszystkich smaków. Nie była chyba zbyt dobra, gdyż od raz się skrzywił i sięgnął po kolejną- całymi dniami siedzisz w tej zatęchłej dziu..
 - Ykhm! - usłyszeli znaczące kaszlnięcie szkolnej bibliotekarki zza regału obok. 
 - Znaczy dziarsko pięknej...!- powiedział trochę głośniej mając nadzieje, że starsza kobieta go usłyszy- ...bibliotece, czytając księgi starsze i w gorszym stanie niż Nora.
- A to juz jest osiągniecie - dodał filozoficznym tonem Harry, tak jakby odpływając myślami gdzie indziej. 
- W każdym razie, idziesz z nami do Hoogsmade na piwo kremowe, w końcu jest sobota. 
    Ginny nie czekała na odpowiedz Hermiony, która za pewne była by protestem i pociągnęła ją do góry wyprowadzając z pomieszczenia. 
 - A może, chcesz się ten... no wiesz... przebrać czy coś? - spytał się trochę przestraszony Wesley, kiedy nie zobaczył zrozumienia na twarzy Hermiony, spojrzał szybko na Ginny z szeroko otwartymi oczami i porozumieniem malującym się w nich. 
 - Hermiona, wiesz, że Cię kochamy taką jaka jesteś i bardzo się cieszymy twoim polepszeniem się stanu fizycznego, ale wiesz, mogłabyś się trochę umalować, uczesać, zmienić koszulkę, albo ogólnie wszystko co masz na sobie...
    Nagle każdy z przyjaciół był zainteresowany patrzeniem na ściane, sufit, czy tez na swoje ręce. Hermiona nie wierzyła w to co słyszy, podeszła do najbliższego okna i rzuciła zaklęcie, tak, że to zamieniło się w lustro. 
Nie jest aż tak źle... -pomyślała. 
    Rozpuszczone włosy, których mogłaby pozazdrościć każda miłośniczka afro, blada twarz, zmęczone od czytania oczy, stary t-shirt, rozciągnięta bluza i spodnie dresowe z trampkami. 
 - Każdy ma gorszy dzien... - zaczęła Ginny, ale starsza Gryfonka ją uciszyła. 
 - Choć do pokoju Gin i już nic nie mów - głos przyjaciółki był zirytowany, jak ona mogła wczesniej nie zwrócić uwagi na to, że wygladała jak bezdomny? Ale to bylo takie wygodne...
    W pokoju szybko dziewczyny splotły jej włosy w długiego warkocza, zrobiły jej delikatny, brązowy makijaż i ubrały w ciuchy, w których nie wygaldała na skinheada. Po wielkiej kłótni, Hermiona w końcu wyszła ubrana w czarną, dopasowaną spódniczkę i bordowy, wełniany swetr, który był jej za duzy o jakieś dwa rozmiary, przez co opadał na jedno ramie pokazując ramiączko ciemnego stanika. Ginny z początku miała plan, by wystroić starszą Gryfonkę, mając nadzieje, że doda jej to trochę pewności siebie i kto wie, może znajdzie sobie w końcu jakiegoś wybranka serca, który, jak mają nadzieje z Ronem i Harrym, sprowadzi dziewczynę na ziemie i wskrzesi w niej choć odrobinę zycia. Bowiem od przyjazdu do Hogwartu, Granger zachowywała się jak żywy trup.
 - Okej, ubierz czarne rajstopy i ten głupi swetr, ale zakładasz za to te ciemne botki na obcasie - wyraz twarzy Ginny mówił, że dziewczyna nie podda się bez walki. 
 - Zgoda - Hermiona ustąpiła tylko dlatego, że to najwyraźniej dużo znaczyło dla przyjaciółki.

    Kiedy już ubrane wychodziły z Hogwartu, Hermiona musiała przyznać rację Ginny, czuła się lepiej, w jakis dziwny sposób i tylko odrobinę, ale zawsze lepiej. W końcu Granger nigdy nie przejmowała się wyglądem za bardzo, to ruda spędziła całe wakacje na czytaniu mugolskiego Vouge, wyznawała zasadę, że na boisku może byc od stop do głów w błocie, ale jak z niego wychodzi, to musi wyglądać jak dama. Czego oczywiście konsekwentnie przestrzegała. 
     Hermiona za to z niczego nie cieszyła się tak bardzo, jak z założenia rajstop i ciepłego swetra, ponieważ październikowy wiatr już przyprawił ją o rumieńce na twarzy i zmarznięty nos. Juz niedługo zima. Pomyślała z zadowoleniem, oh jak ona kochala zimę. Wszystko opatulone grubą warstwą białego puchu, cały świat w wiecznym śnie. 
 - Do dziurawego kotła? - spytał Harry, gdy doszli nareszcie do wioski. 
 - Jak zawsze- odparł Ron zjadając ostatnią już fasolkę z pudełka. 
    W środku było dużo ludzi, czego można było się spodziewać po sobotnim popołudniu, gdy cały Hogwart miał przepustkę. Przyjaciele znaleźli maleńki stolik w samym rogu, obok okna, a Hermiona musiała transmutowac krzesło dla Harry'ego, bo były tam tylko trzy. Z reszta nie tylko w tym pubie były tłumy, gdy wyjrzało się na ulice, można bylo zobaczyć dziesiątki uczniów zmierzających w tylko im znane kierunki, rozeslśmiani, smutni, poważni, zagubieni, śpieszący się, spacerujący po woli. Hermiona zaczęła się zastanawiać kiedy taka była, roześmiana, beztroska, po prostu szczęśliwa. Pewnie zanim doświadczyłam jaki świat jest naprawdę. 
 - Piwo kremowe, gorąca czekolada, czy może ognista? - Ron przerwał jej rozmyślania nad uczniami Hogwartu. 
- Czekolada - odpowiedziała Hermiona pocierając zmarzniete dłonie. Na szczescie w środku było ciepło. 
 Ginny zamówiła piwo, tak jak jej brat, a Harry, ku zaskoczeniu wszystkich, połakomił się na ognistą. To było dość dziwne, bo chłopak nie pijał zbyt często. Najwyraźniej coś go trapiło. 
    Rozmowa była luźna, obgadali prawie każdego nauczyciela, wszystkie nowe pary i rozstania wszystkich domów, ponarzekali trochę na prace domowe, irytujących ślizgonow i krukonów, którzy ostatnimi czasy zrobili się przemądrzali. Było naprawdę miło, Hermiona nawet uśmiechnęła się szczerze kilka razy, gdy chłopcy zaczęli się wygłupiać. Dawno nie czuła się tak po prostu zwyczajnie i nie wiedziała jak bardzo jej tego brakowało. Jednak wciąż nie czuła się pełna,nie było tego czegoś w jej życiu, co nadawało mu ciekawość, nuty adrenaliny w jej żyłach. Co prawda była ta cała sprawa z Bractwem, ale nic się ona nie posuwała naprzód i zaczynała juz działać Gryfonce na nerwach. Ta miała ochotę na coś, co wyrwało by ją z melancholii jej życia, nadało mu szybkości, po prostu sprawiło, że czułaby się żywa. 
    Przegryzła dolną wargę, gdy te czarne myśli zaczęły napływać do jej głowy. Co ona w ogóle sobie myśli? Od kiedy jest taka egoistyczna, myśląc o swoich potrzebach, kiedy życie setek jest zagrożone. Naprawdę przebywanie tyle czasu w samotności zaczęło mieszać jej w głowie. 
    Kiedy zachichotała z porównania Slughorna do opasłej żaby i wyjrzała przez okno, śmiech ugrzązł jej w gardle, tworząc wielką gulę. Mogła by sobie dać rękę uciąć, ze widziała przez sekundę kogoś w tym charakterystycznym czarnym kapturze. Pamietała go ze swoich snów, ktore nie były do końca wytworem jej wyobraźni, ale też manipulacją osob trzecich. Czy członkowie bractwa tak po prostu wychodzą sobie na ulice? Może ich obserwują, chodząc miedzy uczniami, szukają kolejnej ofiary. Hermiona wiedziała w momencie, gdy to zobaczyła, że nie usiedzi już na miejscu. Musiała pójść i zrobić wszystko co w jej siłach, by spróbować odnaleźć owego czarodzieja. 
 - Wiecie co, robi się już późno, a ja chciałabym kupić jeszcze kilka książek i pergaminów. Zobaczymy się w pokoju wspólnym? - spytała Hermiona zmuszając się do uśmiechu. 
 - Kujonka! - zaśmiał się Ron - Do zobaczenia pózniej! 
   Dziewczyna nie czekała na reakcję reszty tylko pospiesznie wyszła z baru i poszła w jedną z uliczek, gdzie, jak się jej wydawało, mogła zniknąć tajemnicza postać. Przedzierała się przez tłumy, zapominając nagle o chłodzie panującym dookoła, krew w jej żyłach wystarczajaco ogrzewała ją od środka. Zaglądała do każdego sklepu, każdego pubu, knajpki i uliczki.  Nigdzie nie było tego, którego szukała, juz nawet zaczęła myślec, że tak naprawdę nie widziała żadnej zakapturzonej postaci, tylko jej umysł splatał jej figla. Zanim się obejrzała było juz ciemno, godzina dwudziesta. Większość uczniów wróciła już do Hogwartu, albo właśnie miała zamiar, więc na ulicach nie pozostało już zbyt dużo ludzi. Hermiona chciała się już poddać, adrenalina w jej żyłach opadła i chłód zaczął doskwierać, sine dłonie i popękane usta.  W każdym miejscu była już conajmniej dwa razy, zaczęła wracać w stronę zamku i tam zobaczyła bardzo wysoka postać w kapturze wchodzącą do Pubu pod Zdechłym Szczurem, jak mówił szyld nad drzwiami. Zaglądnęły tu wcześbiej i nie ma za bardzo jej się podobało to miejsce, ale nie myśląc dwa razy ścisnęła swoją różdżkę mocniej i wbiegła do środka. Od wejścia odrzucił ją zapach alkoholu, papierosów, potu i jeszcze czegoś bliżej niezidentyfikowanego, nawet nie chciała wiedzieć co to. Panował tu półmrok, a prawie każdy metr kwadratowy zajmowały podejrzane typki, które oczywiście patrzyły wtedy na Hermionę z obleśnymi wyrazami twarzy, większość z nich nie miała nawet zębów, lub posiadali cos czarnego, na ich wzór. Miała wrażenie, że każdy z nim sobie myśli Świerze mięsko. Nie pozwoliła sobie jednak, by to odebrało jej odwagę na kontynuowanie swojego poszukiwania. Niestety, jak się mogła spodziewać, nikogo takiego tu nie znalazła. Byćmoże było tu jakie tajne przejscie, w którym zniknęła zakapturzona postać, lub ta po prostu wyzbyła się przebrania i teraz była jedna z anonimowych par oczu wlepionych w nią zza ciemności. 
   Tak jak nigdy Hermiona nie przeklinała, to wtedy miała ochotę wysłac w przestrzeń soczystą wiązankę i przeklnąć wszystkie znane jej bóstwa. Przecież była już tak blisko! 
   Podeszła do baru niezrażona wyglądem barmana. 
 - Dwie szklanki ognistej - zamówiła i słowa, któr wyszły z jej ust, zaskoczyły nawet ją samą. 
   Barman nic nie powiedział, tylko zrealizował żądanie, Hermiona wypiła oba trunki raz za razem, powstrzymując u siebie odruchy wymiotne, zapłaciła i ruszyła do wyjścia z podniesioną głową. 

***
   Draco miał paskudny tydzień, w sumie jak każdy poprzedni od dnia narodzin. Lekcji było zbyt duzo, a czasu za mało, do tego nic się nie działo w sprawie bractwa. Uruchomił wszystkie byłe kontakty swojego ojca, który teraz przebywał w Azkabanie, ale nie dostał żadnej wartościowej informacji, same pogłoski.  A miał nadzieje, ze najbardziej plugawi czarodzieje współczesnych czasów wiedzą co się dzieje w świecie innych plugawych czarodzieji. Niestety nadzieja matką głupich. Pomimo niedokończonej pracy domowej z OPCM, Malfoy postanowił w sobotę udać się do Hoogsmade. W połowie dla relaksu, a w połowie w znikomej nadziei, że podsłucha jakąś bardziej wartościową plotkę związana z zagadką, którą próbuje rozwiązać. Wypił kilka szklanek ognistej w Świńskim Łbie, z Pansy, Blaisem i nawet Goylem, który nie wrócił do Hogwaartu, ale akurat odwiedzał ciotkę w Hoogsmade. W sumie to dlatego zaprzyjaźnił się z Blaisem w te wakacje, dwójka jego przydupasow, czyli Goyle i Crabbe, nie wrócili na ten rok do szkoły, a on przecież nie mógł mieć Pansy jako jedynà przyjaciółkę. Poza tym, Blaise był śmierciozerca tak jak on i Draco czuł, że przechodzą przez podobne rzeczy w tym momencie, chociaż Zabini albo radził sobie z tym lepiej, albo lepiej udawał. 
    W każdym razie po kilku głębszych z przyjaciółmi, kiedy było już ciemno, czyli czas kiedy wszystkie łajzy wychodzą z brudnych zaułków. Malfoy poszedł w stronę miejsca w Hoogsmade, ktore znał z podejrzanej klienteli, bo o taka mu przecież chodziło. Mógłby wejść do środka i zaproponować 50 galeonow dla tego, co powie mu cos wartosciowego, czego on sam jeszcze nie wie. Jednak prawdopodobnie by go oszukali, a Bractwo dowiedziało się o jego małym śledztwie i nie chciał znać konsekwencji, wolał więc pozostać w cieniu. 
    Przez kolejne 2 godziny siedział przy barze, raz flirtując z kelnerką wątpliwej urody, raz słuchając opowieści jakiegoś obłąkanego starca, a raz spławiajac domokrążcę z produktami równie szalonymi, co oczy sprzedawcy. Nie da się opisać jego zadowolenia, ale też zaskoczenia, kiedy to do środka wbiegła zakapturzona postać. Wychylił się ze swojego krzesła tak, że prawie spadł, ale nie był w stanie dostrzec twarzy tej osoby. Ta za to, nie próżnowała, tylko przecisnęła się gładko przez tłum i zniknęła na zapleczu, odprowadzana wzrokiem Malfoya. 
 - Patrzysz na tego dziwaka? - spytała kelnerka ścierając ze stołu popiół z fajki jednego z nowopoznanych towarzyszy Draco, chłopak nie wiedział co było w jej środku, ale mężczyzna wyglądał na obłąkanego. 
 - Przychodzi tu w każdą sobotę wieczorem, znika gdzieś na zapleczu i pojawia się spowrotem za dwa tygodnie. Jak pytałam Starego Georga, właściciela, o to kim on jest, to kazał mi się nie mieszać - słychać było dziwną urazę w głosie kelnerki, ale też i podekscytowanie, że mogła z kimś się podzielić tą wiadomością. 
   Draco już miał jej coś odpowiedzieć, ale sam zapomniał co, gdy nagle do środka weszła zdezorientowana Granger rozglądając się wkoło.  Jak chłopak przypuszczał, szukała tego, co on widział przed chwila. Innego powodu nie ma, czemu to by naczelna kujonka dziewic Gryffindoru wchodziła do takiego miejsca jak to.  Chłopak zdziwił się jeszcze bardziej, kiedy ta zrezygnowanym krokiem podeszła do baru i wypiła na raz dwie szklanki ognistej. Malfoy chwycił swoją marynarkę wychodząc na dwór przed nią. Zarzucił ubranie na plecy, oparł się o ścianbę i podpalił zaklęciem wczesniej wyjętego papierosa. Jedyne dobre co potrafili zrobić mugole. Zdążył jednak dwa razy się zamachnąć, kiedy z nieba poleciały setki kropel deszczu zaczynajac ulewę. Ahh ta jesień w Anglii.  Szybko przemokła mu cała koszula, która przykleiła się do jego chudego ciała, ale jakoś nie kwapił się do założenia marynarki, lubił chłód i wodę. Niczym jego poranne prysznice. 
    Zaraz po rozpoczęciu deszczu, Granger wymaszerowała swoim pewnym siebie krokiem ze Zdechłego Szczura i spojrzała na niego, nie rozpoznała go chyba od razu, bo zmarszczyla nos i brwi, by lepiej widzieć. Ona stała tuż po lampą, a Draco był odrobinę bardziej schowany i można była widzieć tylko fragmenty jego sylwetki i włosów. Wystarczające jednak na tyle, by ta zorientowała się kim on jest. 
 - Malfoy - powiedziała w końcu znudzonym głosem- Czemu nie dziwię się, że znalazłam Cię w takiej spelunie, ciągnie swój do swego. 
 - Może i byłbym urażony, gdyby nie fakt, że sama właśnie wyszłaś z tej speluny - uśmiechnął się pod nosem i wyszedł z cienia odrobinkę stając naprzeciwko niej. 
- Dla twojej wiadomości, szuka...
- Wiem- przerwał jej krótko zaciągając się kolejny raz tytoniem i wypuszczając bezczelnie dym prosto w jej twarz. Co jednak nie zrobiło na niej większego wrażenia z jakiegoś powodu. 
 - Widziałeś go? - spytała robiąc krok w jego, stronę, jednak od razu tego żałując i wycofując się odrobine, tak, by Malfoy tego nie zauważył, ale oczywywiscie to zrobił. 
 - Widziałem, - powiedział z rozbawieniem robiąc krok do przodu, anulując tą przestrzeń, po tym jak ona się cofnęła- ale nie wiem gdzie jest teraz. 
   Zrobił szybkie równanie w głowie rozważając za i przeciw przekazania jej informacji od kelnerki, koniec końców nie mówiąc jej tego. Ona i jej gorąca głowa pewnie skończyła by siedząc od rana w Zdechłym Szczurze, żądając informacji od każdego. Dla dobra sprawy jeszcze jej tego nie powie, może pózniej.
 - Jak zawsze bezużyteczny - odpowiedziała mrużąc oczy, tym razem z irytacji. 
 - Jakoś nie narzekałaś na moją bezużyteczność kiedy niosłem cię na rękach do skrzydła szpitalnego - pochylił się odrobinę w jej stronę i po raz ostatni zaciągnął się papierosem, po czym rzucił go na ulicę. 
    Dziewczyna mu nie odpowiedziała, tylko przewróciła oczami i oparła ręce na piersiach.  Zwracając tym samym, nieświadomie jego uwagę na jej dekolt jak i cały strój. 
 - Widzę, że Granger się w końcu ubrałaś jak człowiek, ostatnimi czasy to wyglądałaś jeszcze gorzej niż Wesley. 
   Zobaczył oburzenie malujące się na jej twarzy. 
 - Wiesz co Malfoy, jesteś przemądrzałym dupkiem, zapatrzonym w siebie idiotą, który patrzy tylko na wygląd i nie...
    Ale Draco już jej nie słuchał, przyzwyczaił się do tych ciągłych wyzwisk i był na nie obojętny. Gdyby nie była mhm... Granger? To mógłby nawet stwierdzić, że ładnie wyglądała, krótka spódniczka, obcasy,  już w środku nie mógł poradzić i spojrzał na jej tyłek, gdy maszerowała do baru.  Gryfonka, czy nie,  Draco był facetem. Teraz napewno było jej zimno, usta, które zawsze były różowe, przybrały bardziej siny odcień i policzki pokryte rumieńcem. W sumie, gdyby tak wyłączyć jej gadanie, to nawet można powiedzieć, że jest miła dla oka. Oczywiście nie jest jakąś pięknością, ale tak zwyczajnie ładna. Jednak niestety to była Granger, przemądrzała mugolaczka. Czy on właśnie powiedział mugolaczka zamiast szlama? Jak to wojna i zesłanie ojca do więzienia zmienia ludzi. Ogólnie wszystkie inne urazy psychiczne, które teraz ma, też odgrywają rolę. Granger cały czas kłapała buzią, kiedy on spojrzał w jej oczy z rozbawieniem. Przypomniało mu się jak leżała półprzytomna w jego ramionach i bredziła coś o tym, że on wygląda jak księżyc. Zastanawiał się, czy to pamiętała i skąd wzięło się w niej takie porównanie, czy myślała już tak wcześniej? Zaskakując samego siebie, zawinął jej mokre pasmo włosów za ucho, ta delikatnie podskoczyła i momentalnie ucichła. Jej milczenie uznał za swojego rodzaju zachętę i przyłożył do jej policzka wierzch swojej dłoni, przejeżdżając nią powoli w stronę brody. Jej skóra była mokra od deszczu i śliska, a pod oczami były delikatne smugi od rozmazanego makijażu. Pewnie spożyty alkohol namieszał mu w głowie, tak sam siebie wytłumaczył w odpowiedzi na głos zdrowego rozsądku gdzieś głęboko w jego głowie. Kiedy jego kciuk musnął kącik jej dolnej wargi, w jego głowie pojawiło się straszne wspomnienie, które zasłoniło mu rzeczywistość.  Malfoy Manor i śmiech jego ciotki Bellatrix, kiedy rzucała kolejne zaklęcia. Te same usta Gryfonki, opuchnięte i krwawiące, rozcięty policzek, błagalny wzrok. Jej na ogół irytujący głos, wtedy krzyczący w cierpieniu, nigdy nie pragnął bardziej, by zamilkła. On po prostu siedział obok i był bezsilny. Nie przepadali za sobą, ale to nie znaczy, ze chciał patrzeć na nią i Pottera, będących torturowani przez psychopatkę.  Od tamtego czasu już tak bardzo nie irytowały go jej przemądrzałe monologi,  wolał to niż krzyki pełne bólu i żałości.  Wrócił do rzeczywistości i zdjął dłoń z jej twarzy, będąc pewnym, że jego oczy wyglądają teraz na przerażone, nie powiedział nic, tylko jak najszybszym krokiem uciekł w stronę Hogwartu. Zostawiając Hermionę osłupiałą w deszczu.
_____
2951 słów
Mam pytanie, co myślicie o moim stylu pisarskim? Bardzo proszę o konstruktywną krytykę. 😊

Komentujcie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz