poniedziałek, 21 września 2015

Rozdzial V

    O Puchonie, Michaelu, nie było nic wiadomo. Okazało się, że od dwóch dni, przed znalezieniem jego listów, nikt go nie widział. Żadne zaklęcia namierzające nie działały, a zrozpaczona rodzina nie usłyszała od niego słowa. Od tamtego przełomu w sprawie tajemniczego bractwa, nie wydarzyło się NIC, puste nic. Nawet jeśli Ministerstwo się dowiedziało czegokolwiek, to oczywiście nie miało zamiaru się z nią tym podzielić. Hermiona była przekonana, że ta przeklęta Aurorka już o to zadbała. Doprawdy nie rozumiała dlaczego ta kobieta tak jej nie lubiła, byc może kolejna rasitka wierząca w czystą krew. Gryfonka jednak nie zważając na działania Ministerstwa sama próbowała przez ten czas się czegoś dowiedzieć. Przeczytała chyba każda książkę w bibliotece, ktora miała w sobie słowo "bractwo". Oczywiście znalazła jakieś 100 różnych bract, ale nic to jej nie dało w zidentyfikowaniu tego, z którym mają do czynienia. Większość z nich była nieaktywna od setek lat. Działały one głownie w okresie wczesnego średniowiecza.

 - Koniec! - usłyszala stanowczy głos Harry'ego, tuż przed tym, jak Ginny zamknęła jej księgę przed nosem. 
 - Zostaw w końcu to opasłe tomiszcze i wyjdź zza murów tego zamczyska - rudowłosa opierała dłonie na biodrach i miała surowy wyraz twarzy, aż Hermionie chciało się śmiać, bo pasmo wlosow spadło jej na twarz.  
 - Serio Miona,- odpowiedział Ron wkładając do buzi fasolkę wszystkich smaków. Nie była chyba zbyt dobra, gdyż od raz się skrzywił i sięgnął po kolejną- całymi dniami siedzisz w tej zatęchłej dziu..
 - Ykhm! - usłyszeli znaczące kaszlnięcie szkolnej bibliotekarki zza regału obok. 
 - Znaczy dziarsko pięknej...!- powiedział trochę głośniej mając nadzieje, że starsza kobieta go usłyszy- ...bibliotece, czytając księgi starsze i w gorszym stanie niż Nora.
- A to juz jest osiągniecie - dodał filozoficznym tonem Harry, tak jakby odpływając myślami gdzie indziej. 
- W każdym razie, idziesz z nami do Hoogsmade na piwo kremowe, w końcu jest sobota. 
    Ginny nie czekała na odpowiedz Hermiony, która za pewne była by protestem i pociągnęła ją do góry wyprowadzając z pomieszczenia. 
 - A może, chcesz się ten... no wiesz... przebrać czy coś? - spytał się trochę przestraszony Wesley, kiedy nie zobaczył zrozumienia na twarzy Hermiony, spojrzał szybko na Ginny z szeroko otwartymi oczami i porozumieniem malującym się w nich. 
 - Hermiona, wiesz, że Cię kochamy taką jaka jesteś i bardzo się cieszymy twoim polepszeniem się stanu fizycznego, ale wiesz, mogłabyś się trochę umalować, uczesać, zmienić koszulkę, albo ogólnie wszystko co masz na sobie...
    Nagle każdy z przyjaciół był zainteresowany patrzeniem na ściane, sufit, czy tez na swoje ręce. Hermiona nie wierzyła w to co słyszy, podeszła do najbliższego okna i rzuciła zaklęcie, tak, że to zamieniło się w lustro. 
Nie jest aż tak źle... -pomyślała. 
    Rozpuszczone włosy, których mogłaby pozazdrościć każda miłośniczka afro, blada twarz, zmęczone od czytania oczy, stary t-shirt, rozciągnięta bluza i spodnie dresowe z trampkami. 
 - Każdy ma gorszy dzien... - zaczęła Ginny, ale starsza Gryfonka ją uciszyła. 
 - Choć do pokoju Gin i już nic nie mów - głos przyjaciółki był zirytowany, jak ona mogła wczesniej nie zwrócić uwagi na to, że wygladała jak bezdomny? Ale to bylo takie wygodne...
    W pokoju szybko dziewczyny splotły jej włosy w długiego warkocza, zrobiły jej delikatny, brązowy makijaż i ubrały w ciuchy, w których nie wygaldała na skinheada. Po wielkiej kłótni, Hermiona w końcu wyszła ubrana w czarną, dopasowaną spódniczkę i bordowy, wełniany swetr, który był jej za duzy o jakieś dwa rozmiary, przez co opadał na jedno ramie pokazując ramiączko ciemnego stanika. Ginny z początku miała plan, by wystroić starszą Gryfonkę, mając nadzieje, że doda jej to trochę pewności siebie i kto wie, może znajdzie sobie w końcu jakiegoś wybranka serca, który, jak mają nadzieje z Ronem i Harrym, sprowadzi dziewczynę na ziemie i wskrzesi w niej choć odrobinę zycia. Bowiem od przyjazdu do Hogwartu, Granger zachowywała się jak żywy trup.
 - Okej, ubierz czarne rajstopy i ten głupi swetr, ale zakładasz za to te ciemne botki na obcasie - wyraz twarzy Ginny mówił, że dziewczyna nie podda się bez walki. 
 - Zgoda - Hermiona ustąpiła tylko dlatego, że to najwyraźniej dużo znaczyło dla przyjaciółki.

    Kiedy już ubrane wychodziły z Hogwartu, Hermiona musiała przyznać rację Ginny, czuła się lepiej, w jakis dziwny sposób i tylko odrobinę, ale zawsze lepiej. W końcu Granger nigdy nie przejmowała się wyglądem za bardzo, to ruda spędziła całe wakacje na czytaniu mugolskiego Vouge, wyznawała zasadę, że na boisku może byc od stop do głów w błocie, ale jak z niego wychodzi, to musi wyglądać jak dama. Czego oczywiście konsekwentnie przestrzegała. 
     Hermiona za to z niczego nie cieszyła się tak bardzo, jak z założenia rajstop i ciepłego swetra, ponieważ październikowy wiatr już przyprawił ją o rumieńce na twarzy i zmarznięty nos. Juz niedługo zima. Pomyślała z zadowoleniem, oh jak ona kochala zimę. Wszystko opatulone grubą warstwą białego puchu, cały świat w wiecznym śnie. 
 - Do dziurawego kotła? - spytał Harry, gdy doszli nareszcie do wioski. 
 - Jak zawsze- odparł Ron zjadając ostatnią już fasolkę z pudełka. 
    W środku było dużo ludzi, czego można było się spodziewać po sobotnim popołudniu, gdy cały Hogwart miał przepustkę. Przyjaciele znaleźli maleńki stolik w samym rogu, obok okna, a Hermiona musiała transmutowac krzesło dla Harry'ego, bo były tam tylko trzy. Z reszta nie tylko w tym pubie były tłumy, gdy wyjrzało się na ulice, można bylo zobaczyć dziesiątki uczniów zmierzających w tylko im znane kierunki, rozeslśmiani, smutni, poważni, zagubieni, śpieszący się, spacerujący po woli. Hermiona zaczęła się zastanawiać kiedy taka była, roześmiana, beztroska, po prostu szczęśliwa. Pewnie zanim doświadczyłam jaki świat jest naprawdę. 
 - Piwo kremowe, gorąca czekolada, czy może ognista? - Ron przerwał jej rozmyślania nad uczniami Hogwartu. 
- Czekolada - odpowiedziała Hermiona pocierając zmarzniete dłonie. Na szczescie w środku było ciepło. 
 Ginny zamówiła piwo, tak jak jej brat, a Harry, ku zaskoczeniu wszystkich, połakomił się na ognistą. To było dość dziwne, bo chłopak nie pijał zbyt często. Najwyraźniej coś go trapiło. 
    Rozmowa była luźna, obgadali prawie każdego nauczyciela, wszystkie nowe pary i rozstania wszystkich domów, ponarzekali trochę na prace domowe, irytujących ślizgonow i krukonów, którzy ostatnimi czasy zrobili się przemądrzali. Było naprawdę miło, Hermiona nawet uśmiechnęła się szczerze kilka razy, gdy chłopcy zaczęli się wygłupiać. Dawno nie czuła się tak po prostu zwyczajnie i nie wiedziała jak bardzo jej tego brakowało. Jednak wciąż nie czuła się pełna,nie było tego czegoś w jej życiu, co nadawało mu ciekawość, nuty adrenaliny w jej żyłach. Co prawda była ta cała sprawa z Bractwem, ale nic się ona nie posuwała naprzód i zaczynała juz działać Gryfonce na nerwach. Ta miała ochotę na coś, co wyrwało by ją z melancholii jej życia, nadało mu szybkości, po prostu sprawiło, że czułaby się żywa. 
    Przegryzła dolną wargę, gdy te czarne myśli zaczęły napływać do jej głowy. Co ona w ogóle sobie myśli? Od kiedy jest taka egoistyczna, myśląc o swoich potrzebach, kiedy życie setek jest zagrożone. Naprawdę przebywanie tyle czasu w samotności zaczęło mieszać jej w głowie. 
    Kiedy zachichotała z porównania Slughorna do opasłej żaby i wyjrzała przez okno, śmiech ugrzązł jej w gardle, tworząc wielką gulę. Mogła by sobie dać rękę uciąć, ze widziała przez sekundę kogoś w tym charakterystycznym czarnym kapturze. Pamietała go ze swoich snów, ktore nie były do końca wytworem jej wyobraźni, ale też manipulacją osob trzecich. Czy członkowie bractwa tak po prostu wychodzą sobie na ulice? Może ich obserwują, chodząc miedzy uczniami, szukają kolejnej ofiary. Hermiona wiedziała w momencie, gdy to zobaczyła, że nie usiedzi już na miejscu. Musiała pójść i zrobić wszystko co w jej siłach, by spróbować odnaleźć owego czarodzieja. 
 - Wiecie co, robi się już późno, a ja chciałabym kupić jeszcze kilka książek i pergaminów. Zobaczymy się w pokoju wspólnym? - spytała Hermiona zmuszając się do uśmiechu. 
 - Kujonka! - zaśmiał się Ron - Do zobaczenia pózniej! 
   Dziewczyna nie czekała na reakcję reszty tylko pospiesznie wyszła z baru i poszła w jedną z uliczek, gdzie, jak się jej wydawało, mogła zniknąć tajemnicza postać. Przedzierała się przez tłumy, zapominając nagle o chłodzie panującym dookoła, krew w jej żyłach wystarczajaco ogrzewała ją od środka. Zaglądała do każdego sklepu, każdego pubu, knajpki i uliczki.  Nigdzie nie było tego, którego szukała, juz nawet zaczęła myślec, że tak naprawdę nie widziała żadnej zakapturzonej postaci, tylko jej umysł splatał jej figla. Zanim się obejrzała było juz ciemno, godzina dwudziesta. Większość uczniów wróciła już do Hogwartu, albo właśnie miała zamiar, więc na ulicach nie pozostało już zbyt dużo ludzi. Hermiona chciała się już poddać, adrenalina w jej żyłach opadła i chłód zaczął doskwierać, sine dłonie i popękane usta.  W każdym miejscu była już conajmniej dwa razy, zaczęła wracać w stronę zamku i tam zobaczyła bardzo wysoka postać w kapturze wchodzącą do Pubu pod Zdechłym Szczurem, jak mówił szyld nad drzwiami. Zaglądnęły tu wcześbiej i nie ma za bardzo jej się podobało to miejsce, ale nie myśląc dwa razy ścisnęła swoją różdżkę mocniej i wbiegła do środka. Od wejścia odrzucił ją zapach alkoholu, papierosów, potu i jeszcze czegoś bliżej niezidentyfikowanego, nawet nie chciała wiedzieć co to. Panował tu półmrok, a prawie każdy metr kwadratowy zajmowały podejrzane typki, które oczywiście patrzyły wtedy na Hermionę z obleśnymi wyrazami twarzy, większość z nich nie miała nawet zębów, lub posiadali cos czarnego, na ich wzór. Miała wrażenie, że każdy z nim sobie myśli Świerze mięsko. Nie pozwoliła sobie jednak, by to odebrało jej odwagę na kontynuowanie swojego poszukiwania. Niestety, jak się mogła spodziewać, nikogo takiego tu nie znalazła. Byćmoże było tu jakie tajne przejscie, w którym zniknęła zakapturzona postać, lub ta po prostu wyzbyła się przebrania i teraz była jedna z anonimowych par oczu wlepionych w nią zza ciemności. 
   Tak jak nigdy Hermiona nie przeklinała, to wtedy miała ochotę wysłac w przestrzeń soczystą wiązankę i przeklnąć wszystkie znane jej bóstwa. Przecież była już tak blisko! 
   Podeszła do baru niezrażona wyglądem barmana. 
 - Dwie szklanki ognistej - zamówiła i słowa, któr wyszły z jej ust, zaskoczyły nawet ją samą. 
   Barman nic nie powiedział, tylko zrealizował żądanie, Hermiona wypiła oba trunki raz za razem, powstrzymując u siebie odruchy wymiotne, zapłaciła i ruszyła do wyjścia z podniesioną głową. 

***
   Draco miał paskudny tydzień, w sumie jak każdy poprzedni od dnia narodzin. Lekcji było zbyt duzo, a czasu za mało, do tego nic się nie działo w sprawie bractwa. Uruchomił wszystkie byłe kontakty swojego ojca, który teraz przebywał w Azkabanie, ale nie dostał żadnej wartościowej informacji, same pogłoski.  A miał nadzieje, ze najbardziej plugawi czarodzieje współczesnych czasów wiedzą co się dzieje w świecie innych plugawych czarodzieji. Niestety nadzieja matką głupich. Pomimo niedokończonej pracy domowej z OPCM, Malfoy postanowił w sobotę udać się do Hoogsmade. W połowie dla relaksu, a w połowie w znikomej nadziei, że podsłucha jakąś bardziej wartościową plotkę związana z zagadką, którą próbuje rozwiązać. Wypił kilka szklanek ognistej w Świńskim Łbie, z Pansy, Blaisem i nawet Goylem, który nie wrócił do Hogwaartu, ale akurat odwiedzał ciotkę w Hoogsmade. W sumie to dlatego zaprzyjaźnił się z Blaisem w te wakacje, dwójka jego przydupasow, czyli Goyle i Crabbe, nie wrócili na ten rok do szkoły, a on przecież nie mógł mieć Pansy jako jedynà przyjaciółkę. Poza tym, Blaise był śmierciozerca tak jak on i Draco czuł, że przechodzą przez podobne rzeczy w tym momencie, chociaż Zabini albo radził sobie z tym lepiej, albo lepiej udawał. 
    W każdym razie po kilku głębszych z przyjaciółmi, kiedy było już ciemno, czyli czas kiedy wszystkie łajzy wychodzą z brudnych zaułków. Malfoy poszedł w stronę miejsca w Hoogsmade, ktore znał z podejrzanej klienteli, bo o taka mu przecież chodziło. Mógłby wejść do środka i zaproponować 50 galeonow dla tego, co powie mu cos wartosciowego, czego on sam jeszcze nie wie. Jednak prawdopodobnie by go oszukali, a Bractwo dowiedziało się o jego małym śledztwie i nie chciał znać konsekwencji, wolał więc pozostać w cieniu. 
    Przez kolejne 2 godziny siedział przy barze, raz flirtując z kelnerką wątpliwej urody, raz słuchając opowieści jakiegoś obłąkanego starca, a raz spławiajac domokrążcę z produktami równie szalonymi, co oczy sprzedawcy. Nie da się opisać jego zadowolenia, ale też zaskoczenia, kiedy to do środka wbiegła zakapturzona postać. Wychylił się ze swojego krzesła tak, że prawie spadł, ale nie był w stanie dostrzec twarzy tej osoby. Ta za to, nie próżnowała, tylko przecisnęła się gładko przez tłum i zniknęła na zapleczu, odprowadzana wzrokiem Malfoya. 
 - Patrzysz na tego dziwaka? - spytała kelnerka ścierając ze stołu popiół z fajki jednego z nowopoznanych towarzyszy Draco, chłopak nie wiedział co było w jej środku, ale mężczyzna wyglądał na obłąkanego. 
 - Przychodzi tu w każdą sobotę wieczorem, znika gdzieś na zapleczu i pojawia się spowrotem za dwa tygodnie. Jak pytałam Starego Georga, właściciela, o to kim on jest, to kazał mi się nie mieszać - słychać było dziwną urazę w głosie kelnerki, ale też i podekscytowanie, że mogła z kimś się podzielić tą wiadomością. 
   Draco już miał jej coś odpowiedzieć, ale sam zapomniał co, gdy nagle do środka weszła zdezorientowana Granger rozglądając się wkoło.  Jak chłopak przypuszczał, szukała tego, co on widział przed chwila. Innego powodu nie ma, czemu to by naczelna kujonka dziewic Gryffindoru wchodziła do takiego miejsca jak to.  Chłopak zdziwił się jeszcze bardziej, kiedy ta zrezygnowanym krokiem podeszła do baru i wypiła na raz dwie szklanki ognistej. Malfoy chwycił swoją marynarkę wychodząc na dwór przed nią. Zarzucił ubranie na plecy, oparł się o ścianbę i podpalił zaklęciem wczesniej wyjętego papierosa. Jedyne dobre co potrafili zrobić mugole. Zdążył jednak dwa razy się zamachnąć, kiedy z nieba poleciały setki kropel deszczu zaczynajac ulewę. Ahh ta jesień w Anglii.  Szybko przemokła mu cała koszula, która przykleiła się do jego chudego ciała, ale jakoś nie kwapił się do założenia marynarki, lubił chłód i wodę. Niczym jego poranne prysznice. 
    Zaraz po rozpoczęciu deszczu, Granger wymaszerowała swoim pewnym siebie krokiem ze Zdechłego Szczura i spojrzała na niego, nie rozpoznała go chyba od razu, bo zmarszczyla nos i brwi, by lepiej widzieć. Ona stała tuż po lampą, a Draco był odrobinę bardziej schowany i można była widzieć tylko fragmenty jego sylwetki i włosów. Wystarczające jednak na tyle, by ta zorientowała się kim on jest. 
 - Malfoy - powiedziała w końcu znudzonym głosem- Czemu nie dziwię się, że znalazłam Cię w takiej spelunie, ciągnie swój do swego. 
 - Może i byłbym urażony, gdyby nie fakt, że sama właśnie wyszłaś z tej speluny - uśmiechnął się pod nosem i wyszedł z cienia odrobinkę stając naprzeciwko niej. 
- Dla twojej wiadomości, szuka...
- Wiem- przerwał jej krótko zaciągając się kolejny raz tytoniem i wypuszczając bezczelnie dym prosto w jej twarz. Co jednak nie zrobiło na niej większego wrażenia z jakiegoś powodu. 
 - Widziałeś go? - spytała robiąc krok w jego, stronę, jednak od razu tego żałując i wycofując się odrobine, tak, by Malfoy tego nie zauważył, ale oczywywiscie to zrobił. 
 - Widziałem, - powiedział z rozbawieniem robiąc krok do przodu, anulując tą przestrzeń, po tym jak ona się cofnęła- ale nie wiem gdzie jest teraz. 
   Zrobił szybkie równanie w głowie rozważając za i przeciw przekazania jej informacji od kelnerki, koniec końców nie mówiąc jej tego. Ona i jej gorąca głowa pewnie skończyła by siedząc od rana w Zdechłym Szczurze, żądając informacji od każdego. Dla dobra sprawy jeszcze jej tego nie powie, może pózniej.
 - Jak zawsze bezużyteczny - odpowiedziała mrużąc oczy, tym razem z irytacji. 
 - Jakoś nie narzekałaś na moją bezużyteczność kiedy niosłem cię na rękach do skrzydła szpitalnego - pochylił się odrobinę w jej stronę i po raz ostatni zaciągnął się papierosem, po czym rzucił go na ulicę. 
    Dziewczyna mu nie odpowiedziała, tylko przewróciła oczami i oparła ręce na piersiach.  Zwracając tym samym, nieświadomie jego uwagę na jej dekolt jak i cały strój. 
 - Widzę, że Granger się w końcu ubrałaś jak człowiek, ostatnimi czasy to wyglądałaś jeszcze gorzej niż Wesley. 
   Zobaczył oburzenie malujące się na jej twarzy. 
 - Wiesz co Malfoy, jesteś przemądrzałym dupkiem, zapatrzonym w siebie idiotą, który patrzy tylko na wygląd i nie...
    Ale Draco już jej nie słuchał, przyzwyczaił się do tych ciągłych wyzwisk i był na nie obojętny. Gdyby nie była mhm... Granger? To mógłby nawet stwierdzić, że ładnie wyglądała, krótka spódniczka, obcasy,  już w środku nie mógł poradzić i spojrzał na jej tyłek, gdy maszerowała do baru.  Gryfonka, czy nie,  Draco był facetem. Teraz napewno było jej zimno, usta, które zawsze były różowe, przybrały bardziej siny odcień i policzki pokryte rumieńcem. W sumie, gdyby tak wyłączyć jej gadanie, to nawet można powiedzieć, że jest miła dla oka. Oczywiście nie jest jakąś pięknością, ale tak zwyczajnie ładna. Jednak niestety to była Granger, przemądrzała mugolaczka. Czy on właśnie powiedział mugolaczka zamiast szlama? Jak to wojna i zesłanie ojca do więzienia zmienia ludzi. Ogólnie wszystkie inne urazy psychiczne, które teraz ma, też odgrywają rolę. Granger cały czas kłapała buzią, kiedy on spojrzał w jej oczy z rozbawieniem. Przypomniało mu się jak leżała półprzytomna w jego ramionach i bredziła coś o tym, że on wygląda jak księżyc. Zastanawiał się, czy to pamiętała i skąd wzięło się w niej takie porównanie, czy myślała już tak wcześniej? Zaskakując samego siebie, zawinął jej mokre pasmo włosów za ucho, ta delikatnie podskoczyła i momentalnie ucichła. Jej milczenie uznał za swojego rodzaju zachętę i przyłożył do jej policzka wierzch swojej dłoni, przejeżdżając nią powoli w stronę brody. Jej skóra była mokra od deszczu i śliska, a pod oczami były delikatne smugi od rozmazanego makijażu. Pewnie spożyty alkohol namieszał mu w głowie, tak sam siebie wytłumaczył w odpowiedzi na głos zdrowego rozsądku gdzieś głęboko w jego głowie. Kiedy jego kciuk musnął kącik jej dolnej wargi, w jego głowie pojawiło się straszne wspomnienie, które zasłoniło mu rzeczywistość.  Malfoy Manor i śmiech jego ciotki Bellatrix, kiedy rzucała kolejne zaklęcia. Te same usta Gryfonki, opuchnięte i krwawiące, rozcięty policzek, błagalny wzrok. Jej na ogół irytujący głos, wtedy krzyczący w cierpieniu, nigdy nie pragnął bardziej, by zamilkła. On po prostu siedział obok i był bezsilny. Nie przepadali za sobą, ale to nie znaczy, ze chciał patrzeć na nią i Pottera, będących torturowani przez psychopatkę.  Od tamtego czasu już tak bardzo nie irytowały go jej przemądrzałe monologi,  wolał to niż krzyki pełne bólu i żałości.  Wrócił do rzeczywistości i zdjął dłoń z jej twarzy, będąc pewnym, że jego oczy wyglądają teraz na przerażone, nie powiedział nic, tylko jak najszybszym krokiem uciekł w stronę Hogwartu. Zostawiając Hermionę osłupiałą w deszczu.
_____
2951 słów
Mam pytanie, co myślicie o moim stylu pisarskim? Bardzo proszę o konstruktywną krytykę. 😊

Komentujcie!

Rozdzial IV

   Ciężkie westchnięcie potoczyło się po Wiekij Sali Hogwartu, kiedy jakiś młody Gryfon wręczył Hermionie kartkę od profesor McGonagall, po czym widząc irytację starszej koleżanki, ulotnił się najszybciej jak mógł. 
 "Dzisiejszego dnia zostanie pani zwolniona z pierszych 4 lekcji, wraz z panem Malfoyem, na rzecz wykonania zadania o którym rozmawialiśmy w środę rano.  Wszyscy uczniowie bedą w tym czasie na lekcjach. Hasło do pokoju Hufflepufu to "żółta skarpetka", a Ravenclavu "ostry szpon".  Oczywiście proszę o zachowanie wszystkiego w tajemnicy i życzę udanych poszukiwań. 
       Dyrektor McGonagall"
     Hermiona prychnęła na głos po przeczytaniu ostatnich dwóch słów. Zabrzmiało to conajmniej nie na miejscu, jakby wybierali się na łąkę po bukiet kwiatów, a nie szpiegowali swoich znajomych ze szkoły przez jakieś kółko psycholi. Najwyraźniej poranki nie należały do jej najlepszej pory dnia ostatnimi czasy. Westchnęła jeszcze raz spalając kartkę papieru po cichym wypowiedzeniu formułki zaklęcia "Incendio", przezorny zawsze ubezpieczony. Kolejne westchnięcie wydobyło się z jej ust, głośniejsze, kiedy dyskretnie spojrzała przez ramię Ginny i nie dojrzała nigdzie Malfoya na horyzoncie. Co oznacza, że bedzie jeszcze musiała bawić się w niańkę szukając go. 
 - Co jest? - spytał wyraźnie zdziwiony Ron nakładając sobie dżem truskawkowy na tosta, przy czym pobrudził sobie szatę, no tak, to Ron. 
 - McGonagall chce żebym jej pomogła jej dziś w... korepetycjach dla kilku pierwszoroczniaków - przewróciła oczami i dopiła herbatę miętową - Nie bedzie mnie na 4 lekcjach dzisiaj. 
 - Współczuję, czyli wracasz jedynie na Eliksiry? - spytał Harry chuchając na swoje okulary w celu wyrzucenia ich. 
 - Tak... Hura- powiedziała sarkastycznie po czym rozglądneła się ponownie, jednak fretki nigdzie nie było widać. 
     Ginny spojrzała na nią podejrzliwie po czym podarzyla za jej wzrokiem wprost na stół ślizgonów. Hermiona spanikowała, wiec chcąc uniknąć pytań pożegnała się szybko z przyjaciółmi i wyszła zostawiajac niedojedzony omlet na porcelanowym talerzu. Jednak jej zachowanie jeszcze bardziej zdziwiło rudą, na której czole pojawiła się głęboka zmarszczka zmartwienia. "Co ona znowu kombinuje?". 

    Na szczescie Hermiony do Sali właśnie wchodziła jakaś ślizgonka z 3 roku, zatrzymała ją zanim ta zdążyła przekroczyć drzwi. 
 - Widziałaś gdzieś tą obślizgłą fretkę Malfoya? - spytała Hermiona nie siląc się na uprzejmości. 
- Nie, ale czasem podobno przesiaduje w łazience Jęczącej Marty - nawet jeśli była zdziwiona jej pytaniem, to nie dała po sobie tego poznać. 
     Gryfonka rzuciła jej ciche "Dzięki" idąc we wskazaną stronę. Nawet jej maniery ucierpiały na tej chronicznej bezsenności. Prawie wszyscy byli już na śniadaniu, więc nie minęła za duzo osób, tylko dwóch Puchonów chyba z 6, czy 5 roku. Dziewczyna nie mogła pozbyć się myśli, ktora pojawiła się w jej głowie po zobaczeniu ich. "A może to w rzeczach któregoś z nich znajdę dziś listy?". Przegryzła dolną wargę tak mocno, tłumiąc wspomnienia koszmarów, aż poczuła metaliczny smak krwi w ustach. Starła kilka kropel krwi wierzchem dłoni i przeklnela cicho. Doszła do łazienki po kilku minutach ciszy na korytarzu i w jej głowie. Zajrzała do środka i zobaczyła Malfoya opierajacego się na umywalce, odwrócony był do niej swoim zarozumiałym, arystokrakim zadkiem. Hermiona wiedziała, że powinna coś powiedzieć, zawiadomić go jakoś o swojej obecności, ale jej ciekawość wzięła górę. Zrobiła dwa kroki do środka, by usłyszeć co Jęcząca Marta do niego mówi. 
 - Nie chcę być wredna, ale ty nie masz jakiś przyjaciół czy coś? To niezdrowo ciągle przesiadywać w łazience - powiedział duch siedząc na umywalce obok i patrząc na niego z przechyloną głową. 
 - Nie twój interes - Malfoy przemył twarz chlustem wody, tak jak zazwyczaj to robili w reklamach żeli antykabteryjnych. 
 "To jednak ludzie robią tak naprawdę" pomyślała Hermiona, po czym poczuła się głupio, że ma tak głupie myśli w najwyraźniej dość poważnej sytuacji.  
 - No chyba, że Ci się podobam! - rozpromieniła się Marta - Nigdy raczej nie czułam mięty do złych chłopców, ale dla tej twojej blond czupryny mogę zrobić wyjątek - mówiąc to pochyliła się w jego stronę z ogromnym uśmiechem na ustach. 
   Malfoy nic jej nie odpowiedział, tylko przeczesał włosy ręką, ktore za chwile i tak opadły mu na czoło, a z czubka nosa poleciała stróżka wody. Ku zdziwieniu obu dziewczyn, chłopak nagle uderzył pięścią w ścianę obok siebie i krzyknął. 
 - Zostawcie mnie w spokoju! - po czym przyłożył dłonie po obu stronach głowy. 
    Nie wydawało się, żeby mówił do Marty, co tym bardziej zmartwiło Hermionę. Czekaj, zmartwiło? Ona nie mogła się zmartwić o kogoś tak bezdusznego jak Malfoy, co najwyżej zaskoczyło. 
    To był moment, gdzie Hermiona zdecydowała, że lepiej wyjść i dać chłopakowi trochę prywatności, ale było za późno, bo ten dostrzegł ją w odbiciu lustra. Jego oczy były duże i wydawały się jeszcze zimniejsze niż zazwyczaj. 
 - Granger, spierdalaj - nie powiedział tego z wrednym uśmiechem, a raczej z desperają w głosie. Dziewczyna nigdy nie widziała tej wersji Malfoya, nie wie, czy ktokolwiek widział. 
 - McGonagall dziś zwolniła nas z lekcji, żebyśmy zrobili zadanie - jej głos był cichy, a ona sama patrzyła się w ścianę. 
    Czuła się winna podglądając go w tak intymnej sytuacji, nawet taki dupek jak on, zasługuje na prywatność.  Pierwszy raz w życiu chciała go posłuchać i naprawdę "spierdolić", jak on to ujął. Jednak wiedziała, że tak, czy tak, muszą to dziś zrobić. 
   Nie doczekała się odpowiedzi z jego strony, chwycił on jedynie torbę leżącą na podłodze, po jego prawej i wyszedł z łazienki, a za nim poszła Hermiona.  Nie odzywali się do siebie przez cała drogę, Gryfonka zorientowała się, że idą w stronę Ravenclavu, gdy podarzała za ślizgonem, nie chciała się sprzeczać, więc po prostu poszła za nim, uważając, by nikt ich nie zauważył. Doszli na miejsce za dziesięć 8, co znaczy, że jeszcze pewnie nie wszyscy wyszli. Schowali się w nieużywanym korytarzu i czekali koło dwudziestu minut, aż lekcje zaczęły się na dobre. Unikali swojego wzroku, stali najdalej od siebie jak to możliwe, każdy pogrążony we własnych myślach.  Powietrze były wilgotne i pełne kurzu, przez co Gryfonka musiała zmuszać w sobie chęć psiknięcia. Kiedy byli już pewni, że nikogo nie ma w środku, przeszli przez drzwi po wypowiedzeniu przez dziewczynę hasła. Skierowali się do do przejścia nawprost, Hermione przełknęła głośno ślinę i powiedziała prawie szeptem, nie zatrzymując się. 
 - Nie chciałam- co było jej wersja na powiedzenie przepraszam, na ktore nie było ją jeszcze stać, nie po tym wszystkim co jej robił przez 7 lat, na przepraszam jeszcze nie zasłużył. 
    Draco po raz kolejny nic nie odpowiedział, tylko wzruszył ramionami. I po co ona siliła się na uprzejmość, skoro on i tak miał to gdzieś? Typowe. 

    Poszukiwania były nudne i nie za bardzo owocne, co było akurat dobrą rzeczą. Znaleźli jeszcze 4 krukonów z listami ukrytymi w podszewce poduszki, w kufrze z miotłą, w schowku zrobionym z (o zgrozo!) wyciętej w srodku ksiazki i tradycyjnie w szufladzie z bielizną. Ich rozmowa na szczęście ograniczała się tylko do przekazywania sobie znalezisk i jednej, sarkastycznej wymiany zdań kiedy to ślizgon postanowił zażartować sobie z jej przejęcia tym, że ktos z domu Roweny Racenclav tak bardzo znieważył książkę poprzez zniszczenie jej.  Ale przecież to była zdecydowanie poważna rzecz.

*****
    Draco miał już tego po dziurki w nosie. Właśnie był zmuszony do przegladania żałosnych listów miłosnych jakiegoś dwurocznego puchona do trzy lata starszej Ślizgonki. On naprawdę myślał, ze miał jakaś szanse? Gryfoni byli głupi i denerwujący z tą swoją odwagą i prawością, ale Puchoni bili ich na głowę w konkursie na żałosność. Spojrzał na Granger, która przeszukiwała szafę kilka metrów od niego, była taka mała, że wrecz znikała w jej otchłaniach. Nie mógł pomóc swoim myślom, gdy zaczął się zastanawiać skąd tak niepozorna postać ma w sobie tyle siły. Zazdrościł jej, gdyby on miał tą siłę rok temu, to potrafiłby się przeciwstawić Voldemortowi. Może i skończyłby 6 stóp pod ziemią, ale nie byłby przynajmniej zapamiętany jako największy tchórz, maminsynek i kukiełka Czarnego Pana. Nawet mimo znudzenia, nie za bardzo miał ochotę na rozmowę z Gryfonką. Czuł się wciąż upokorzony po tym, kiedy to dziewczyna zobaczyła jego małe załamanie nerwowe tego poranka, ale mógł powiedzieć, że był jej odrobinę wdzięczny za brak komentarzy na ten temat. Spodziewał się bardziej salwy śmiechu i sarkazmu, jednak to chyba bardziej w stylu rudego wieprzleja. Może odwdzięczyła mu się za wczorajszą "niby pomoc" podczas przesłuchania Aurorów. Sam nie wiedział czemu się za nią wstawił, może dlatego, że sam chciał dowiedzieć się jaki to brudny sekret ma dziewczyna, gdyby Ministerstwo go uprzedziło, już nigdy nie poznałby prawdy na ten temat. A może był w tym jakis inny powód, którego sam nie znał, lub nie chciał znać, bardziej "szlachetny". 
 - Czego? - z rozmyślań wyrwał go zirytowany głos dziewczyny - Gapisz się na mnie od 3 minut. Masz zamiar obrazić mnie na kolejne 26 sposobów? 
- Nie - odpowiedział jej cicho, ale ona i tak usłysza, odwrócił się nagle unikając jej zdziwionego wzroku i opuścił lewy rękaw, który odrobine mu się podwinął pokazując początek czarnego tatuażu bedącego dowodem jego przeszłości. 
 - Wszystko w porządku? Jak chcesz mogę sama dokończyć szukanie...  - zaoferowała się dziewczyna po chwili ciszy miedzy nimi. 
 - Wszystko jest okej - powiedział niskim, ale mało przekonującym głosem. 
 - Tak samo okej jak ze mną zapewne- zaśmiała się smutno pod nosem i popatrzyła za okno jakimś niezrozumiałym wzrokiem. 
   Malfoy już chciał się spytać co ma na myśli, ale jego wzrok przykuł stosik żółtego pergaminu wystający z pomiędzy książek na półce za Granger. Ominął ją i wyjął szybko papiery, były one między książką o Eliksirach XIV wieku i drugiej o Animagach.  Zaczął przeglądać je, tak jak się spodziewał znalazł to czego szukali. Juz miał podać je dziewczynie, bo wszystkie były podobne, groźby rodzinie, przyjaciołom, ktore znaleźli tez u wszystkich pozostałych, kiedy nagle natrafił na słowa, ktore zmroziły krew w jego już i tak zimnym ciele. 
    " Cieszymy się, że podjął Pan właściwą decyzję panie Michaelu, jeden z naszych braci wkrótce się z Panem skontaktuje." 
   Czy ten chłopak był naprawdę tak głupi, że zgodził się do nich dołączyć?! 
 - Granger, przeczytaj to - podał dziewczynie właśnie ten list i obserwował jak jej ciemno-brązowe oczy robią się jeszcze większe, a z twarzy odpływają kolory. Najwyraźniej odpłyneły z niej też siły, kiedy zrobiła krok do tylu i poleciała w dół zamykając powieki. Malfoy zdążył jedynie przeklnąć siarczyście na głos, po czym wystrzelił do przodu by ją złapać. Co miał innego zrobić? Pozwolić jej spaść na podłogę i dostać jakiegoś udaru? McGonagall i tak cudem zgodziła się go przyjąć do Hogwartu, po takim czymś pewnie powiedziałaby, że to jego wina i zawiesiła, jak nie wywaliła ze szkoły. 
 - Jezu Granger, to żeś sobie znalazła moment. 
    Wstał trzymając ją w ramionach i kładąc na jej brzuch wszystkie listy, które znaleźli, musiał ją stąd zabrać, bo za jakieś pół godziny zaczyna się przerwa, a nie chciałby zostać znaleziony z nieprzytomną Granger w sypialni męskiej Puchonów. Kiedy już wychodzili na korytarz zobaczył na jej ręce napis "Szlama", zrobiony przez jego ciotkę i zmusił całego siebie, by nie spojrzeć na niego kolejny raz. 
    ****
   Kiedy od Skrzydła Szpitalnego dzieliło ich jakieś 100 metrów, Hermiona zaczęła się budzić, za sprawą krzyków, które dochodziły z części zamku, gdzie uczniowie już skończyli lekcje. Przetarła wierzchem dłoni nieobecne oczy i zorientowała się, że jest niesiona na rękach. Nie przypadło jej to do gustu, ze względu na dyskomfort. Do tego burczało jej strasznie w brzuchu, a zmęczenie powodowało paskudną migrenę. Jak ona tak wytrzymywała juz 3 tygodnie? Jej gardło  było wrecz jak papier ścierny błagając od szklankę wody. Całą silna wolą, która jej pozostała, zignorowała te symptomy i spojrzała w górę na twarz osoby, która ją niesie. Spodziewała się zobaczyć tam kruczoczarną czuprynę Harry'ego i jego okulary spadające na nos, który musiałby być lekko zmarszczony, by utrzymać je na miejscu. Jednak zamiast jego współczujących, zielonych tęczówek zobaczyła stalowo-szare, zimne. 
 - Maś oczi jak siężyce - wybełkotała nie będąc pewna, kim jest tajemnicza osoba, która ją niosła - Simne, aje ladne. 
    Była dumna z siebie, za takie wspaniałomyślne porównanie z jej strony. Patrzyła się na tą bladą, prawie biała twarz przed sobą i zaczęła się chichotać "Jak siężyc" pomyślała znowu. Niestety nie dojrzała rozbawienia na twarzy "sięzyca", chociaż prawie niezauważalnie kącik jego ust poszedł w górę po jej komentarzu, ale zniknął gdy tylko krzyki uczniów stały się głośniejsze, bliższe. Zmarszyl on brwi i przyspieszył kroku, co nie podobało się Gryfonce, ponieważ zaczęła podskakiwać jeszcze bardziej. Chwyciła się tylko materiału jego koszu jako asekuracji, wyciągając ją przez przypadek delikatnie ze spodni, po czym przegrała walkę ze swoim umysłem odpływając po raz kolejny.  
_____
1999 słów 
Dziś trochę zalążek tytułowego Dramione na prośbę mojej najwspanialszej Zuzy. Hah 

Polecajcie znajomym! KOMENTUJCIE!

sobota, 12 września 2015

Rozdzial III

Odkręcanie zardzewiałego kurka, który zaskrzypiał cicho pod wpływem nacisku.
Dusząca para kłębiąca się w pokoju, pokrywała sumiennie każdy centymetr kwadratowy szyb, luster i przysłony prysznica.
Gorąca woda uderzająca w nagą skórę, która po chwili zaczęła się robić coraz bardziej różowa od ciepła.
Charakterystyczny zapach mydła unoszący się w powietrzu, mieszany z wilgocią i rumiankowym szamponem.
Rytmiczne uderzanie kropel wody rozpryskujących się o kafelki koloru mlecznej czekolady.
Pulsujący ból głowy schodzący aż wzdłuż jej kręgosłupa.
Pustka.
Hermiona nie była wstanie skupić swoich myśli na czymkolwiek innym niż mechanicznie wykonywane codzienne czynności. Każda próba zastanawiania się nad czymś, sięgania choć odrobinkę głębiej w siebie, było jak rzucanie swojego umysłu na środek oceanu straszliwych wspomnień na pewną śmierć przez utopienie się w nich. Jedynym ratunkiem dla niej wydawała się być codzienność, która nie wymagała od dziewczyny zbyt dużego wkładu emocjonalnego, bądź wysiłku umysłowego. Trzeba było tylko przeżyć jakoś poranek, zanim budziła się Ginny i reszta jej koleżanek z pokoju, które nawet o tym nie wiedząc pomagały jej swoimi przyziemnymi rozmowami. Do tego czasu, czytaj, od swojej niechcianej pobudki przed wschodem słońca, musiała sobie sama poradzić z niechcianymi demonami przeszłości. Książki były w tym bardzo pomocne, po położeniu się z powrotem na łóżko chwyciła jedno z mugolskich romansideł, kiedyś lubowała się w powieściach akcji, ale ostatnimi czasy ma tego dosyć w swoim życiu, nie musi o tym czytać. Co prawda "czytanie" to trochę za dużo powiedziane. Gdzieś pomiędzy częścią mózgu co rozpoznaje literki i słowa, a tą która zapamiętuje je i wyciąga jakiś sens z całego zdania, coś musi nie grać. Dziewczyna patrzy na każda linijkę, wertuje po kolei kartki, jednak nie za bardzo wie, o czym w ogóle jest nowela w jej rękach. Tak jakby patrzyła, ale nie widziała, słuchała, ale nie słyszała. Jednak jedno przeczytane słowo odbiło się w jej głowie głuchym echem, "odwaga". Nie wiedziała dlaczego zostało to użyte w tej książce, ale pamiętała jego znaczenie w jej życiu. Zawsze starała się być odważna, dlatego przecież była w Gryffindorze, a nie Ravenclavie. To otworzyło jakieś malutkie, niechciane drzwi w jej głowie. Dlaczego teraz, po tym wszystkim z czym się zmierzyła w ciągu ostatnich 7 lat,  tchórzy? Dlaczego stchórzyła wtedy, podczas bitwy o Hogwart? Wiedziała, że nie może narażać życia innych przez swój strach przed straceniem przyjaciół. To by było samolubne, a ona nie jest jakimś podrzędnym ślizgonem. Spojrzała jeszcze raz na słowo wydrukowane czarnym tuszem na delikatnie pożółkniętym już papierze. Wiedziała, ze musi pomoc Ministerstwie w odnalezieniu dziwnego bractwa, mimo to, ze zasieje to niewygodne pytania wśród wszystkich, miała tylko nadzieje, ze nie będzie musiała wyznać swojego sekretu, jeszcze nie teraz, nie była gotowa. Ale czy kiedykolwiek będzie?
Zamknęła książkę i zamrugała kilka razy, by samotna łza spłynęła po jej delikatnie zaróżowiałym policzku, starła ją sztywnym rękawem za dużej bluzy swojego taty w kolorze burzowego nieba. Chwyciła jeszcze listy, upchane na dnie jednej z szuflad i schowała je w dużej kieszeni ubrania wychodzą  z Komnaty w stronę gabinetu pani dyrektor. Korytarze były jeszcze ciemne i puste, promienie porannego słońca z trudem przeciskały się przez okna zamku, ale można było dzięki nim zobaczyć tumany kurzu wzbite w powietrze przez Hermionę, gdy jej szybkie kroki niosły się po budynku. Po kilku minutach była już pod gabinetem, zapukała od razu, bo chwila zastanowienia mogła ją skłonić do natychmiastowej ucieczki na drugi koniec zamku. Uderzyła w duże, mosiężne drzwi dwa razy, najpierw niepewnie, a potem trochę głośniej chcąc przekonać sama siebie. Dyrektor McGonagall otworzyła w tym samym momencie gdy Hermiona podnosiła rękę po raz trzeci. Postarzała się przez ostatni rok i jeszcze bardziej spoważniała, o ile to jeszcze bardziej możliwe. Włosy coraz rzadsze, spięte w ciasnego koka na samej gorze, w którym przeważały już prawie same srebrne pasma. Oczy zmęczone, jak zawsze trochę nieobecne, tym razem z wieloma czerwonymi żyłkami. Patrzyła na Hermionę wyczekującym wzrokiem, gdy ta odrobinę zaniemówiła studiując jej twarz,  mimo tak wczesnej godziny dyrektorka wyglądała jakby był środek dnia, jak zawsze przygotowana. Gryfonka otworzyła usta, chociaż sama nie wiedziała od czego ma zacząć, więc równie szybko je zamknęła.
- Czemuż to zawdzięczam tak wczesna wizytę panno Granger? - spytała starsza kobieta, ignorując zasadę, ze młodsza powinna się pierwsza odezwać, zauważyła, ze cokolwiek trapi dziewczynę musi być poważne, gdyż tej nie za często zdarza się zaniemówić.
- Dzie..dzień dobry pani dyrektor. Czy możemy wejść do środka? - Hermiona rozglądnęła się dookoła by wzmocnić efekt swojej prośby i dać jasno do zrozumienia swoje intencje. Nigdy nie wiadomo kto słucha w tym zamku.
    Nauczycielka bez słowa uchyliła przed dziewczyna drzwi wpuszczając ja do środka, sama też spojrzała na korytarz w poszukiwaniu znaku czyjejś obecności, po czym zamknęła gabinet. Jedna cześć jej była ciekawa co takiego znowu się dzieje, z doświadczenia mogła powiedzieć, ze Hermiona i dwójka jej przyjaciół byli jak magnesy na kłopoty, ale z drugiej strony była już zmęczona. Teraz dopiero zaczęła podziwiać Albusa Dumbledora, którego portret właśnie mijała, za jego siłe do życia. Ona sama czuła się już za stara, by móc radzić sobie z tym wszystkim.
    Hermiona była już przy biurku na środku okrągłego pomieszczenia pełnego książek i dziwnych przedmiotów, kiedy Dyrektorka do niej dołączyła po drugiej stronie mebla.
- Tak wiec słucham- odparła starsza z nieodgadnionym przez Gryfonkę wyrazem twarzy. 
Dziewczyna zacisnęła swoje drobne dłonie w pieści, by dodać sobie metaforycznej siły i zaczęła z trochę już pewniejszym głosem.
- Chodzi o listy- nie chciała owijać w bawełnę- też je dostaję.
    Mogła zobaczyć po twarzy nauczycielki, że ta o razu zrozumiała o jakie listy jej chodzi. Troska i zdziwienie pojawiły się na jej czole pełnym oznak starości.
- Przykro mi- odpowiedziała szczerze McGonagall- od kiedy?
- Tak jak u innych, po prostu sama nie wiem co mnie tak długo wstrzymywało przed powiedzeniem pani o tym, może myślałam, że jak to zbagatelizuje, to problem zniknie sam - uprzedziła następne pytanie nauczycielki, mieszając prawdę z kłamstwem.
- Rozumiem, - powiedziała dyrektorka wstając ze swojego fotela i podchodząc do kominka z garścią proszka Fiuu zabranego z misy obok - proszę tu na mnie chwilę poczekać.
  Po czym zniknęła w płomieniach, Hermiona mogłaby dać sobie rękę uciąć, że nauczycielka poszła do Ministerstwa. Zwalczyła w sobie jeszcze kolejną chęć ucieknięcia od wszystkich problemów gdzieś daleko, gdzie nikt by jej nie znalazł i prawie zmusiła siebie do siedzenia na krześle przez kolejne 30 minut. Gabinet niewiele się zmienił odkąd była tu ostatni raz jeszcze za czasów Snape'a, którego obraz widniał teraz obok Dumbledora na ścianie niedaleko niej. Harry w te wakacje dużo się natrudził, by oczyścić imię byłego nauczyciela eliksirów, postarał się o godny pochówek i o to, by ten portret tu zawisł. Mimo wszystko nigdy nie porozmawiał z wizerunkiem Snape'a. Dziewczyna sama nie wiedziała, czy to dlatego, że chowa urazę, czy czuje się winny, a może oba? Koniec końców Hermiona była dumna z tego jak zachował się jej przyjaciel, oddając szacunek dawniej znienawidzonemu nauczycielowi. Nigdy nie wierzyła w to, że ludzie rodzą się źli. Za wyjątkiem Toma Riddla oczywiście, ale to ze względu na fakt, że powstał on pod wpływem eliksiru miłosnego, przez co, o ironio, nie był zdolny do miłości. Podobno wyjątki potwierdzają regułę.
    W momencie gdy chciała przejść do rozważania, co pcha ludzi do zła, kominek rozświetlił się zielonym płomieniem, a z niego wyszła dyrektorka w towarzystwie tych samych Aurorów, których widziała tu ostatnio, gdy tylko zerknęła do środka.  Dwóch mężczyzn, jeden wysoki, barczysty o brązowych włosach sięgających ramion, drugi odrobinę niższy i chudszy z brązowo-rudą fryzurą al'a Ron, miał nawet podobne do niego piegi. Kobieta, która wkroczyła do gabinetu jako ostatnia, była najniższa od wszystkich i miała blond loki, ale spojrzeniem swoich brązowych-prawie-czarnych oczu mogłaby zabić bazyliszka. Stwierdziła, że ten przypominający jej Wesley'a wygląda na najsympatyczniejszego, być może właśnie ze względu na to.
    Wstała z krzesła i patrzyła na nich, bo w sumie co miała zrobić? Podać rękę z uśmiechem i spytać jak minął im dzień? Pewnie i tak wyciągnęła ich z łóżek, co mogło tłumaczyć niechlujnie spięte włosy kobiety i jej pełen zgrozy wzrok.
- Jak się pewnie domyślasz panno Granger, to są Aurorzy z Ministerstwa zajmujący się tą sprawą.
Mężczyźni skinęli jej głową na powitanie, a dziewczyna podała im listy wyjęte z kieszeni bluzy z logiem Hard Rock Cafe. Aurorzy podzielili je i dali każdemu z ich trojga po kilku, nie wyglądali na zaskoczonych, nie wczytywali się w nie nawet dokładnie.
- Są jakieś informacje na temat kim są Ci ludzie? - spytała Gryfonka z nadzieją w głosie.
- Nie - niska kobieta nie wydawała się nazbyt chętna do dzielenia się tym co wie Ministerstwo, po jej karcącym spojrzeniu na niby Rona, który otwierał właśnie usta, dziewczyna wydedukowała, że jednak coś wiadomo.
Hermiona już chciała się odgryźć w bliżej jeszcze nieokreślony sposób, kiedy posąg Gryfa się przesunął i do środka wszedł przeklęty Malfoy, nastolatka przegryzła wnętrze swojego policzka z nieskrywaną irytacją na twarzy. 'Tylko tego tu brakowało" pomyślała. Już i tak Aurorka zdążyła zacząć działać jej na nerwy, traktując ją tymi swoimi wrogimi spojrzeniami, jakby była jakąś smarkulą.
- A ty tu czego Malfoy - powiedziała Hermiona, z jadem w głosie.
- Panno Granger... - upomniała ją dyrektorka z dezaprobatą w głosie, ale o też rezygnacją, po tylu latach pracy w Hogwarcie przyzwyczaiła się do stosunków ślizgońsko-gryfońskich. Tym bardziej pomiędzy Złotą Trójcą, a młodym Malfoyem, którego sama też nie lubiła będąc szczera.
Sam zainteresowany jedynie spojrzał na dziewczynę ze sztucznym uśmiechem i kpiną w oczach. Jednak co zdziwiło gryfonkę zaraz po tym nie odgryzł się, jedynie wyglądał na permanentnie zmęczonego. Nawet jego chód był inny, wyprostowany i nerwowy, bardziej niż typowy nonszalancki, który ten arystokrata od siedmiu boleści miał w zwyczaju.
- Chciała mnie pani dyrektor widzieć? - spytał Malfoy przeczesując nieogarnięte włosy palcami. Chyba nie widział się dziś jeszcze z grzebieniem zauważyła sarkastycznie Granger.
- Tak panie Malfoy, razem z Aurorami znaleźliśmy sposób, w jaki może nam pan pomóc. W świetle ostatnich... wydarzeń... z Em Strugle, możemy się tylko domyślać ile jeszcze uczniów boryka się z tym samym problemem. Nie chcemy pozwolić na to, żeby jeszcze ktoś dopuścił się tak desperackiego czynu. Potrzebujemy kogoś, kto przeszuka rzeczy uczniów. Mam nadzieję, że zrozumiesz, że to jest wyjątkowa sytuacja. Inaczej nie dopuścilibyśmy się takiego...pogwałcenia prywatności.
     Hermiona prychnęła w myślach patrząc jak rozważnie nauczycielka dobiera słowa.
- Rozumiem, - odpowiedział chłopak nie za bardzo wiedząc co innego mógłby powiedzieć - poradzę sobie ze ślizgonami.
- Mogę pomóc z gryfonami - zaoferowała się Hermiona, urażona tym, że nauczycielka zwraca się z tą prośbą do byłego śmierciożercy, a nie do niej.
- Dobrze, - odezwał się po raz pierwszy wyższy z autorów - każdy z was zajmie się swoim domem, a razem możecie zając się Ravenclavem i Hufflepufem - miał bardzo niski i zdecydowany głos, aż Hermiona poczuła ciarki na ciele, nie śmiała się sprzeciwiać, tym bardziej, ze McGonagall już raz ją upomniała.
Malfoy wydał z siebie dziwny, niski pomruk niezadowolenia, wręcz zwierzęcy dźwięk. Spojrzał też na Gryfonkę spod przymrożonych oczu, ta nie mogła być mu dłużna i posłała mu wzrok mówiący "Ojej, ze niby mam się bać?".
- Mamy tez jeszcze kilka pytań do panny Granger- rudowłosy Auror przypomniał o swojej obecności przerywają potyczkę wzrokową uczniów.
- Słucham - powiedziała dziewczyna z udawaną pewnością siebie.
Pytania były tradycyjne, takie jakich się dziewczyna spodziewała. Kiedy zaczęły przychodzić, czy kiedykolwiek odpowiedziała na nie, czy zauważyła jakieś dziwne osoby w swoim otoczeniu, czy wie o kimś innym kto dostaje listy, czy wie kim mogą byc tajemnicze osoby, czy znała Em Strugle. Odpowiadała na nie zgodnie z prawda, czyli po prostu "nie". Wszystkie pytania zadawali mężczyźni, podczas gdy kobieta lustrowała ją wzrokiem, być może żeby wyłapać potencjalne kłamstwo.
- Czy podejrzewa pani dlaczego bractwo wybrało sobie akurat panią? - tym razem w końcu przemówiła blondynka. - Nie zrozumcie mnie źle, zarówno pan Malfoy, jak i pani Strugle byli potencjalnie atrakcyjnymi kandydatami do zwerbowania. Były śmierciozerca i czytokrwista arystokratka z wpływowej rodziny.
Każdy w pomieszczeniu spojrzał na Hermione, pani McGongall odrobine zaskoczona pytaniem, ale mimo to nie przerwała kobiecie. Draco, który w trakcie przesłuchania, na nieszczęście Hermiony, przesunął się do niej bliżej, teraz opierając się niedbale o ścianę jakieś 1,5m za nią, wydawał się zirytowany przez przypomnienie o jego przynależności do Voldemorta. Jednak i tak patrzył na nią z rozbawieniem i zaciekawieniem, które Gryfonka miała mu teraz ochotę zedrzeć paznokciami z twarzy.
- Co mogło wydawać się im wartościowego w mugolaczce, bez żadnych kontaktów i specjalnych umiejętnością, która do tego przez 7 lat pomagała zwalczać zło?
Gryfonka mogła przysiąc, że czuła nawet w kościach mordercze spojrzenie Aurorki.
- To pytanie chyba nie powinno być skierowane do mnie. Czy pani mi coś zarzuca?
Dziewczynie krew w żyłach wrzała ze wstydu przed, poniekąd znana jej odpowiedzią na to pytanie i złością na bezczelną kobietę, która wyraźnie uważała się za lepsza od niej.
- Granger jest kujonicą, - powiedział Malfoy zaskakując tym wszystkich i uniemożliwiając Aurorce odpowiedź- może i jest szlamą, to znaczy mugolaczką, - poprawił się niechętnie po zobaczeniu wzroku dyrektorki, która pewnie planowała już dla niego szlaban w myślach - ale uczy się najlepiej ze szkoły. Może to ich małe stowarzyszenie przyjaciół czarnej magii potrzebowało chodzącej encyklopedii. Chociaż ja osobiście wolałbym już okraść księgarnie, książki są dużo mniej irytujące o niej.
Hermiona spojrzała na niego całkowicie zmieszana przez jego wypowiedź. Spodziewała się zobaczyć wyższość i pogardę w jego oczach, ale było tam coś, czego nie umiała nazwać.  W sumie to przez całą ich znajomość widziała u niego jedynie wyższość i pogardę, wiec nie zdałaby testu z odgadywania jego wyrazu twarzy.  Chciała rzucić w niego jakąś ripostą, ale jednak ugryzła się w język,  nie będzie kusić losu.
- Mhm...  - mruknęła cicho kobieta w odpowiedzi, po czym wszyscy Aurorzy powiedzieli ciche pożegnanie i zniknęli w kominku. 
    Dyrektorka podziękowała uczniom, dając im do zrozumienia, żeby też już wyszli. Zaraz za drzwiami Malfoy nie odwracając się poszedł w dół schodów.
- Co to miało być? Nie potrzebuję twojej pomocy od siedmiu boleści ty... Ty pomylony arystokrato - Hermiona zbiegła za nim, utrzymując taki dystans, który pozwolił mu ją usłyszeć.
- Gryfoni i ta duma - prychnął trochę rozbawiony - mogłabyś podziękować ty niewdzięcznico, na kilometr było widać, ze kłamałaś. Ciesz, ze się zlitowałem nad twoja nieudolnością.
- Może i mogłabym Ci podziękować, ale wolałabym złamać Ci nos za nazwanie mnie szlamą.  A teraz zejdź mi z drogi Malfoy, bo jeszcze się pobrudzisz jak Cię dotknę.
     To był pierwszy raz w tym roku, jak ten debil nazwał ją szlamą, już myślała, ze sobie podarował błaznowanie, ale najwyraźniej kto raz był idiotą, idiotą pozostanie.
- Odpuść, - powiedział nagle- gdybym był zbyt miły, jeszcze ktoś mógłby pomyśleć, że Cię lubię - spojrzał na nią z ukosa, a złość na jej twarzy wprawiła go w kolejne prychnięcia rozbawienia.
  "Ciekawy dzień" pomyślała sarkastycznie Hermiona, "a nawet nie ma jeszcze 8".
_______
2384 słów.
Proszę o komentarze, bardzo motywują! Pod ostatnim postem nie było ani jednego... Nie podoba wam się? Blog możecie znaleźć na wattpadzie jak ktoś woli. https://www.wattpad.com/myworks/47913378-dramione-sometimes-quiet-is-violent